wtorek, 9 kwietnia 2013

07. Jak linoskoczek [Marta]

Kilka słów należałoby poświęcić samej czynności "wywiadowania" (bo moja praktyka niekoniecznie zasługuje na dumne miano prowadzenia wywiadu), która prawie nigdy nie przebiega tak, jakby człowiek mógł się spodziewać i tak, jakby mógł sobie życzyć. A dlaczego by miała, jakby się tak zastanowić? To, że my się nie zmieniamy, to nic nie znaczy; jesteśmy w kolejnych sytuacjach wywiadu jedyną stałą pośród zmiennych i w tym momencie to my nie pasujemy. I to w naszym interesie leży, żeby wypracować w sobie zdolność przystosowywania się. Interaktywność wymusza zmienność, ruch, wymusza od antropologa nabycie umiejętności  linoskoczka, błyskawicznie odzyskującego równowagę po każdym bujnięciu się liny. Nikt nas tego nie nauczy, bo jak? Musimy nauczyć się sami, próbując i spadając. Inaczej nie będziemy w stanie wykonywać tej pracy dobrze.
Dubicze są przez swoją wielokulturowość jeszcze większym wyzwaniem, bo jakby zakres wariacji jest kilkakrotnie większy niż na terenach, z których ja, na przykład, pochodzę. Czasem znajdujemy się w sytuacji, w której w życiu byśmy się nie postawili, jak choćby wywiad ze starszą panią, niesamowicie miłą, przyjazną i wesołą, która mówi wyłącznie po "tutejszemu", z którą tak bardzo chciałoby się zbliżyć, ale jest to niesamowicie trudne. Nie pojmujesz kontekstu, nie mówiąc już o języku, z którego wyławia się ogólny sens, lecz nie pojedyncze słowa. I to nie jest problem jej, tylko mój, bo to ja chcę się porozumieć z nią, żeby czegoś konkretnego się dowiedzieć. To ja muszę się dostosować. Muszę wskoczyć na linę i wyczuć równowagę. I mieć nadzieję, że nie spadnę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz