czwartek, 11 kwietnia 2013

09. Orla - sprawa życia i śmierci [Mateusz]


Byliśmy w Orli w dwóch miejscach: w szkole i w synagodze. Jak różne miejsca! 
Najpierw obejrzeliśmy coś w rodzaju izby regionalnej mieszczącej się w jednej ze szkolnych klas. Leżały tam na wystawie przedmioty codziennego użytku, były też instrumenty muzyczne - cymbały i akordeon. Były makatki, różne narzędzia do prac domowych, do tkania, były stare szkolne ławki. 
A potem, chyba w ramach ekspozycji, przyszły dzieci uczące się białoruskiego. Do elektronicznego bitu dośpiewały jak umiały piosenki o uroku folklorystycznego disco. Potem było też recytowanie wierszy po białorusku. Opuściliśmy brzydki, betonowy budynek szkoły by udać się do synagogi.
Jej białawy szkielet otoczony płotem stoi przy parku w Orli. Z trudem otworzyliśmy przy asyście opiekunów miejsca zardzewiałe drzwi. W środku na poniszczonych cegłach zawieszone zdjęcia, niby wystawa, resztki malowideł, nad nami w okrągłym oknie zarys gwiazdy Dawida. Pusto, zimno. Pan opiekun mówi o powrocie Żydów, o biznesie, w wywózkach do Treblinki. Wychodzimy.
Jestem przejęty tym szlachetnym miejscem - opuszczonym miejscem świętym. Zaczynam myśleć, czy można tu tą świętość przywrócić, tak jak to się teraz czasem dzieje. Jak w te mury, w których bez wątpienia duchy się przechadzają, można wrócić życie. Można? Co to za życie w cieniu duchów?
Chyba chciałbym wrócić posłuchać jak dzieciaki z gminy, ubrane w dresy, śpiewają kiczowate folklorystyczne disco w klockowatej szkole. Życie przed nimi.