Panie, które ugościły nas obiadem,
opowiadały też o swojej wierze i zaprosiły na wieczorne
nabożeństwo baptystyczne. Miało być czytanie Pisma Świętego i
pieśni religijnych po rosyjsku, w małym gronie, w jednym z domów.
Długo nie trzeba było mnie namawiać – przecież nie codziennie
mam okazję uczestniczyć w codziennej, prywatnej religijności
przedstawicieli nieznanego mi wyznania, tym bardziej – w znanym mi
obcym języku, „na końcu świata”. To propozycja dla znającej
rosyjski etnolożki in spe nie do odrzucenia! Spośród kilku osób z
grupy, którym o zaproszeniu opowiedziałam, do mojej małej
wycieczki dołączyła się Małgosia.
Wieczorem wyruszyłyśmy, przynajmniej
ja – dość niepewnie, na poszukiwanie opisanego domu. Miło
przywitała nas jedna z wiernych, zostawiłyśmy buty i przeszłyśmy
do salonu, gdzie w kręgu siedziało kilkunaścioro pań i panów ze
śpiewnikami. Zajęłyśmy krzesła wśród nich, dostałyśmy do
ręki zbiór pieśni po rosyjsku i Biblię – po polsku i po
krótkiej rozmowie zaczęło się nabożeństwo.
Obecni po kolei czytali fragmenty Pisma
Świętego, potem – wspólnie śpiewali pieśni. Specjalnie dla
nas, nie-rosyjskojęzycznych (zresztą czasem miałam wrażenie, że
język, którym mówią może być białoruskim lub ukraińskim, a
może mieszanką kilku), czasem używali polskiego. Kiedy czytanie
nie było w naszym języku – panie wyszukiwały ten fragment w
„naszej” Biblii, żebyśmy mogły go przeczytać. Między
modlitwami gospodyni, staruszka, najpierw na migi proponowała nam
miejsce obok siebie, przy piecu kaflowym, a potem przyniosła i
założyła na nogi(!) kapcie. Na zakończenie chwilę porozmawialiśmy, usłyszałyśmy zabawne lokalne historie.
Obie wyszłyśmy zachwycone – ciepłym
przyjęciem, klimatem, śpiewem... Drugi dzień (a może pierwszy
pełny?) na Podlasiu, a coraz bardziej czuję się jak u Pana Boga za
piecem!