piątek, 5 kwietnia 2013

03. Pamięć miejsca, pamięć ludzi [Marysia, Marta, Mateusz]

Zadanie, z którym przyszło nam się zmierzyć pierwszego dnia, nie rzucało nas od razu na głęboką wodę. Podzieleni na trzy grupy, mieliśmy się zapoznać się bliżej z topografią i mieszkańcami Dubicz, co naszym zdaniem pozwoliło nam się fajnie oswoić z przestrzenią i nabrać trochę pewności w poszukiwaniu osób zainteresowanych rozmową z nami. 

Nasza grupa, pod kuratelą Mikołaja, miała za zadanie odszukać miejsca pamięci, sfotografować je i, w miarę możliwości, porozmawiać o nich z napotkanymi mieszkańcami. Przed podjęciem właściwego zadania, razem z resztą grupy odwiedziliśmy Izbę Regionalną, okolice cerkwi i cmentarz, zlokalizowany na obrzeżach miejscowości. Po rozstaniu z resztą rozpoczęliśmy niespieszny spacer po miejscowości. Wróciliśmy do miejsca, w którym stoi dość kontrowersyjny pomnik, upamiętniający żołnierzy radzieckich poległych w czasie II Wojny Światowej na terenie gminy Dubicze. Przedzierając się przez śnieg zrobiliśmy mu zdjęcie i powędrowaliśmy dalej aby napotkać na swojej drodze kilku ciekawych ludzi. Pierwszy z nich, starszy siwy pan w nieodłącznych gumofilcach, w krótkiej rozmowie opowiedział nam o najstarszych domach, wspominając też z rozrzewnieniem czasy, gdy granica nie była oddalona o dziesięć kilometrów lecz sięgała aż do Japonii... Kolejny napotkany pan zdawkowo przybliżył nam historię najstarszej chaty i obecnego jej właściciela, "profesora z Warszawy". 

Obchodząc wieś dookoła, znaleźliśmy jeszcze trzy krzyże, wszystkie z napisami w języku (chyba?) białoruskim, z tego o udało nam się zrozumieć, będącymi fragmentami modlitwy. Zaszliśmy też do sklepu, gdzie udało nam się pogadać ze sklepikarzem i jednym z mieszkańców oraz jego matką (od której kupiłyśmy kilogram wiejskich jaj). Jutro chcemy odwiedzić ich znowu i umówić się na wywiad.

W przerwie między wizytami wstąpiliśmy do słynnego Zajazdu u Jana, gdzie zjedliśmy regionalne danie o nazwie świeżynka, czyli rodzaj gulaszu wieprzowego z cebulą i innymi warzywami. To pierwsze spotkanie z regionalną kuchnią wypadło nadzwyczaj smacznie.

W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze do szkoły, gdzie udało nam się zamienić słowo z panią sprzątaczką, która zaprosiła nas na niedzielne nabożeństwo do cerkwi i nauczycielem geografii, z którym umówiliśmy się na spotkanie we wtorek. Jako ostatniego odwiedziliśmy batiuszkę, który ponowił zaproszenie do cerkwi. 

Jak na pierwszy dzień spędzony w terenie był on całkiem owocny. Liczymy na rozwinięcie akcji w czasie weekendu i po niedzieli.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz