wtorek, 9 kwietnia 2013

07. Jak linoskoczek [Marta]

Kilka słów należałoby poświęcić samej czynności "wywiadowania" (bo moja praktyka niekoniecznie zasługuje na dumne miano prowadzenia wywiadu), która prawie nigdy nie przebiega tak, jakby człowiek mógł się spodziewać i tak, jakby mógł sobie życzyć. A dlaczego by miała, jakby się tak zastanowić? To, że my się nie zmieniamy, to nic nie znaczy; jesteśmy w kolejnych sytuacjach wywiadu jedyną stałą pośród zmiennych i w tym momencie to my nie pasujemy. I to w naszym interesie leży, żeby wypracować w sobie zdolność przystosowywania się. Interaktywność wymusza zmienność, ruch, wymusza od antropologa nabycie umiejętności  linoskoczka, błyskawicznie odzyskującego równowagę po każdym bujnięciu się liny. Nikt nas tego nie nauczy, bo jak? Musimy nauczyć się sami, próbując i spadając. Inaczej nie będziemy w stanie wykonywać tej pracy dobrze.
Dubicze są przez swoją wielokulturowość jeszcze większym wyzwaniem, bo jakby zakres wariacji jest kilkakrotnie większy niż na terenach, z których ja, na przykład, pochodzę. Czasem znajdujemy się w sytuacji, w której w życiu byśmy się nie postawili, jak choćby wywiad ze starszą panią, niesamowicie miłą, przyjazną i wesołą, która mówi wyłącznie po "tutejszemu", z którą tak bardzo chciałoby się zbliżyć, ale jest to niesamowicie trudne. Nie pojmujesz kontekstu, nie mówiąc już o języku, z którego wyławia się ogólny sens, lecz nie pojedyncze słowa. I to nie jest problem jej, tylko mój, bo to ja chcę się porozumieć z nią, żeby czegoś konkretnego się dowiedzieć. To ja muszę się dostosować. Muszę wskoczyć na linę i wyczuć równowagę. I mieć nadzieję, że nie spadnę. 


07. Sieć [Anna Weronika]

Badania terenowe nigdy się nie kończą, jeden temat generuje drugi, linia Dubicze Cerkiewne - Hrud połączyła się dzisiaj pięknie pereborą - haftem tkackim wykonywanym przez dwie osoby (jedna tka, dba o prawidłową kolejność kolorów w czółenkach, druga rozlicza wzór, przekłada deski i sprawdza czy wszystko się plecie prawidłowo). W tę drogę wtkało się też dzisiaj trzecie miejsce - Wzdów (a teraz właściwie to jest to: www.uniwlud.pl). I tak jedną nogą w Dubiczach, drugą już w pereborach hrudziańskich, tutaj jeszcze czuć zapach kadzideł po prawosławnej mszy, a już się myśli jak założyć ogródek farbierski, tutaj jak dojść do Orli i dojechać do Czeremchy, a już trzeba rozpracowywać drogę na linii Poznań - Biała Podlaska.
Sieć terenowa kontaktów, pomysłów, powiązań, tego co by tu jeszcze można zrobić...i z kim?


07. Glosolalie "Dzikiego Wschodu" [Kola]


Modlitewny trans Zielonoświątkowców, wychwalających imię Pana w (t/tr)akcie artykulacji sylab wywodzących się z prastarych biblijnych języków dyktowanych przez Ducha Świętego. Starsze panie z zespołu Zbuczanki synkopujące po białorusku melodie lokalnych przyśpiewek, których nagrania towarzyszą nam przy wrzucaniu fotek na fejsa. Terenowe opowieści, codziennie od 20:00 do 22:00, związane z niezrozumiałością tubylczej leksyki.

A do tego:

Poranny youtube.com i Roscoe Holcomb, potomek pierwszych Hillbillies – bimbrowników prowadzących proste góralskie życie na przedgórzu południowych Appalachów – którego niezrozumiały dialekt i tradycyjna gra na bandżo nakazała mi i Mateuszowi pójść nagle narąbać drewna na opał.

Oraz:

Duch puszczy, którego rozgrzewająca i oczyszczająca z bakterii moc, przywodzi na myśl (i język) tradycyjny północnoamerykański moonshine pędzony w lasach zachodniej Wirginii.

Niezależnie od tego, który ze wspomnianych wyżej duchów pomieszał tu ludziom (w tym nam) języki, faktem jest, że złożoność językowego krajobrazu Podlasia daje o sobie znać na każdym kroku, a folklor lokalny zaczyna powoli mieszać się z folklorem badawczym: Zniósł to jajo? Z czego jest ten „Duch Puszczy”? Czy ja się nazywam Nutria? Z Dubiczy czy z Dubicz? Hospody pomyłuj! Jestem pilastrem!