niedziela, 7 kwietnia 2013

05. Relacji z terenówek ciąg dalszy [wszyscy]


[Mateusz] Dubicze zmieniają się im dalej idziesz w wieś. Z drogi idącej z południa na północ, z Czeremchy do Hajnówki skręcasz w lewo, w ulicę Główną. Cichnie szum samochodów, im bardziej na zachód, na Tofiłowce, Orlę, aż do Bielska. Im dalej w tą stronę tym więcej ludzi, domów, w końcu Urząd Gminy, sklepy. A potem cerkiew. Jest niedziela, a my mamy za zadanie udać się na nabożeństwo. Mi się nie udało - zapach kadzidła i tłum w cerkwi wygonił na drogi, na łazęgowanie po obrzeżach Dubicz, a w końcu z powrotem na szosę południe-północ i do stacji benzynowej. 
Tu dzieje się inaczej. Otwarte bez przerwy, bez względu na święta, w rytmie sunących przez wioskę samochodów i ciężarówek. Jestem tutaj już któryś raz, by po drobnych zakupach wyruszyć w pieszą wędrówkę na wschód do pobliskiej wsi, do Werstoka zaraz przy białoruskiej granicy. Rozmowy zatrzymują mnie tam na dłużej, więc wracam siedem kilometrów pieszo poboczem w nocy, lasem i w zupełnej ciszy. Po ponadgodzinnej wędrówce witają mnie światła na stacji. 
Wchodzę. Niedziela wieczór, więc dziesięciu facetów siedzi z piwem przed wielkim telewizorem. „Zobacz - Kasia Wilk będzie śpiewać”. Wszystkie twarze skierowane są na ekran, panowie zahipnotyzowani nie odwracają głów kiedy wychodzę, by wrócić do domu uskakując w nocy przed samochodami pędzącymi przez Dubicze. Mijam groźny posterunek straży granicznej i zanim dociera do mnie myśl, że za chwilę dołączę do wesołej studenckiej ekipy z Poznania, coś zaczynam rozumieć w tym zimnie i ciemności. Kasia Wilk robi się bardzo fascynująca.

[Basia] Dzisiejszy dzień był swego rodzaju urozmaiceniem – trzeba było wstać wcześniej, by zdążyć na 8.30 do cerkwi. Przechodząc przez wielkie, drewniane drzwi, człowiekowi zdaje się, że przenosi się do innego świata – takiego małego nieba. Sufit jest niebieski, fruwają po nim aniołki a w tle słychać wysoki rosyjski śpiew. W środku pomieszczenia mężczyźni stoją po prawej stronie, zaś kobiety po lewej, chociaż ja i Kasia okazałyśmy się na tyle męskie, że część mszy spędziłyśmy razem z modlącymi się panami :) Nie dotrwałyśmy jednak do końca, gdyż spieszyłyśmy się na kolejną mszę  - tym razem w kościele baptystów. Spędziliśmy ją „śpiewając” rosyjskie i polskie pieśni oraz słuchając interpretacji wybranych fragmentów Biblii. Po dwugodzinnym spotkaniu każda z nas rozeszła się w swoją stronę, by jak co dzień wszcząć poszukiwania informatorów. Odnoszę wrażenie, że liczba mieszkańców z dnia na dzień się kurczy. Jestem pewna, że pod koniec tygodnia stworzymy w Dubiczach jedną wielką sieć kontaktów. Jest tego plus, gdyż wiemy, że dobrze wykonujemy swoją pracę. Chociaż co raz bardziej udziela się każdemu presja „a co jeśli nie uda mi się znaleźć dziesięciu…?”.
Ponadto od jednej z informatorek dowiedziałam się jednej ciekawej rzeczy. A zaczęło się całkiem niewinnie. Zapytała mnie, ile mam lat, a na odpowiedź, że '20', rzekła pewnym głosem „że pewnie jestem już zamężna”. Gdy zaprzeczyłam, miła Pani, by mnie trochę zmobilizować, zapewniła, że gdy przyjadę tu za rok z narzeczonym, i będzie „coś na rzeczy” to chętnie odda mi starą, drewnianą kołyskę :) Tak mnie zachęciła, że od dziś, już oficjalnie, szukam męża!

[Kasia] Do Czech to ja mam za darmo.
W cerkwi było mi dzisiaj dość nieswojo, bo nie dość, że nic kompletnie nie rozumiałam, to jeszcze cały czas czułam się obserwowana. Ale to nic – najważniejsze, że zdobyłam nowe, ciekawe doświadczenia (te rosyjskie śpiewy, to zapalanie świec, to całowanie ikon i wielokrotne klękanie) i zobaczyłam dubicką cerkiew od środka (a jest ona naprawdę urocza). Pobyt u baptystów natomiast przypomniał mi moje zeszło-semestralne badania w zborze świadków Jehowy (z kilkoma może różnicami). Trochę się wzruszyłam. Po rozdzieleniu się z Basią wróciłam z Martą i Marysią do naszej kwatery nad zalewem, gdzie przygotowałam sobie jajecznicę (jakie żółte te żółtka!) na otrzymanej wczoraj słoninie. Zjadłam ją potem na świeżym powietrzu, przed naszą Bachmatówką, bo dzień był to piękny, ciepły i słoneczny. Ale dość tego, przejdźmy do konkretów. Dałam dziś upust swojemu krajoznawczemu zamiłowaniu i wyruszyłam na mini wyprawę do Czech Orlańskich (wsi w gminie Dubicze Cerkiewne) do informatorki poznanej wcześniej na zborze. Brodząc przez zaspy śnieżne i błota, po śladach saren i dzików, minęłam przydrożny krzyż i dotarłam do wsi. Po przeprowadzeniu wywiadu wybrałam się na spacer, porobiłam zdjęcia, "wyłapałam" nowych informatorów i z uśmiechem na twarzy wróciłam nad zalew :).


P.S. A dubickie niebo nocą wygląda przepięknie!

[Ada] Dzień święty święcić
Chyba zaczynamy się po trochu specjalizować – na przykład Mateusz przesiaduje w barach, a ja latam z jednego kościoła do drugiego. Dziś pobijałam kolejny rekord: trzecie i czwarte nabożeństwo w przeciągu trzech dni! W sumie trzy wyznania! Bo rano, jak obiecałam, udałam się na – nabożeństwo? Mszę? - u baptystów (zresztą zjawiła się tam liczniejsza grupa spośród nas, i, chyba z tego powodu, spora część odbywała się po polsku, co odebrało aurę tajemniczości), gdzie czułam się coraz bardziej jak u siebie, pośród znajomych twarzy. Potem spacer po wsi, "łapanie" kolejnych rozmówców, wywiad... I szybka obiadokolacja, bo trzeba spieszyć się... na następne nabożeństwo! Tym razem u zielonoświątkowców. Weszłyśmy tam w kilka, spóźnione, zaproponowano nam wolne krzesła. I zaczęło się najdziwniejsze chyba doświadczenie pobytu tu do tej pory. Ekspresja religijna zupełnie dla mnie nowa i obca – świadectwa (uzdrowienia, wiary) i przede wszystkim ekstatyczna modlitwa. Potem wzięłyśmy jeszcze udział w spotkaniu wierzącej młodzieży i przynajmniej dla mnie, było to wartościowe doświadczenie – rozmowa z młodymi ludźmi tak głęboko doświadczającymi swojej wiary!

PS: Basia, jakby co, to jeden miły młody zielonoświątkowiec szuka żony, podać Ci kontakt do zboru? ;)

[Marlena]
Cóż, w cerkwi trochę się nastałam przez jakieś 2,5 godziny, ale w sumie było warto, bowiem pierwszy raz byłam na prawosławnym nabożeństwie. Trochę dziwnie się czułam, mam nadzieję, że nie popełniłam jakiejś gafy... Ciekawe, co przyniosą kolejne dni;)

[Marta] Jako, że taka okazja nie zdarza się na co dzień, postanowiłam dzisiaj wybrać się na nabożeństwo do cerkwi. Kiedyś dawno temu miałam możność zobaczyć jedną od środka, dowiedzieć się, że ta drewniana ściana zagradzająca wejście do strefy sacrum to ikonostas, ale nic poza tym - jakby sposób, w jaki użytkowane są różne strefy w świątyni był dla mnie zagadką. Tym chętniej przypatrywałam się wyuczonym ruchom przychodzących tam ludzi, praktykom przynależnym do każdej ze stref. Potem szybko przeniosłyśmy się do innej świątyni, na zupełnie inne nabożeństwo - do baptystów. Rzadko widuje się tak żarliwą i ufną modlitwę - czułam, że widzę prawdziwie i gorąco wierzących ludzi, którzy przychodzą tam po wsparcie i radę. I cieszą się ze wspólnego spędzania czasu. Tego można im pozazdrościć. Nie miałam umówionych żadnych wywiadów tego dnia, więc spędziłam popołudnie na transkrypcji, wykrywaniu błędów i planowaniu kolejnych rozmów w oparciu o to, co już się dowiedziałam.

1 komentarz:

  1. Dwie małe uwagi - słowo msza używane jest wyłącznie w Kościele łacińskim, w prawosławiu i u grekokatolików mówi się liturgia (lub bardziej poprawnie "boska liturgia"). Poza tym podczas liturgii nie są śpiewane żadne rosyjskie śpiewy! Język używany w Polskim Autokefalicznym Kościele Prawosławnym to cerkiewnosłowiański. Piszę o tym dlatego, że w Polsce ludzie utożsamiają Cerkiew z Rosją. Wynika to z naszej historii okresu zaborów, co nijak się ma do rzeczywistości. Dodatkowo Cyryl jest cytowany w mediach jakby był kimś w rodzaju prawosławnego papieża, co również wprowadza w błąd.

    OdpowiedzUsuń